Dzień 16 - czwartek 10 lipca 2003

RoGaj Kasia
Czwartkowe uzupełnienie środowych zapisków…
Jak przystało na Ann Arbor nie obyło się bez imprezki. Tym razem okazja był kolejny (no, niechże policzę… listopad, styczeń, marzec, maj, lipiec – piąty come back!!!) Udało mi się wyprać przed przyjazdem M.
Wyprowadziłem się z warszawska godnością, dostawszy zaproszenie na obiadek. Spóźniłem się, bo wpadł akurat do nowego apartamentu #707 mój nowy host Pascal z kumplem i zaczęliśmy od drinka. Nie byłem jednak najbardziej spóźniony, bo M. pojechała po Andrzeja, gdyż był on skazany na bezobiedzie w związku z tym, że Jola gdzieś wybyła. Wróciły stare czasy, gdy jadaliśmy we trojkę, we czwórkę… Podczas obiadu zadzwoniła… Maryla. Ciekawe… Co to znaczy moc poliytyki. Zaprosiła całą naszą czwórkę na winko. Panów Maryli nie było – pojechali nad Niagarę. Byłoby może dłużej, ale… zadzwoniła Jola, że czeka kaszanka. Piotruś zażartował, że mówi się „ale kaszana”. No, niech młody uważa! Na pewnych żartach można się nieźle pośliznąć!
Dziś, biegając z Piotrusiem zadałem pytanie, jak mu smakowała kaszanka. Oj, chyba była kaszana, bo okazało się, że Pani Profesorowa nie miała dobrego nastroju. Przypomina mi się tekst z wieczorku powitalnego u Profesorostwa Nowaków: „nie lubimy betonów i betoniarek”… Cóż, nic nie trwa wiecznie, nawet… beton koroduje!
Biegało się ciężko, bo wilgotność wynosi 94%. Czeka mnie rozmowa z Andrzejem. Będzie… gorąco?
Znowu brak relacji Kasi... Tym razem kompa na poczcie okupowały... Japonki. Przez wrodzona delikatność Kasia ich nie pogoniła!
Ale za to zadzwoniła wieczorem! Bankiet konferencyjny był super. Będą fotki, jesli zdążymy je w sobotę wrzucic do sieci!
A następny kongres Plasticity 2005 będzie... na Hawajach. No, no...