Dzień 12 - niedziela 6 lipca 2003

RoGaj Kasia
Niedziela, więc… wieści z kruchty
Z racji Wimbledony poszedłem na 12:30. No i… „kazał” Przewielebny Prokop. Było o słabości I sile. A zaczęło sie od pytania do parafian o… Józefa Stalina. Ciekawe…
Dzień jest upalny I wilgotny. Wczesnym popołudniem była potężna burza. W okolicach Chicago szykuje się tornado. Ogólnie wesoło…
Coś mi szwankuje moje konto na uniwerku. Czyżby znowu się „skończyło”?
Dzwoniła Kasia – wszystko OK. Usamodzielnia się dziewczyna… Co więcej, była dla swojej profesury instruktorką używania kart telefonicznych!
A co u mnie? Pracowicie poprawiałem stronkę. Trochę popracowałem nad potencjalnym artykułem, który mam popełnić z Pascalem. Odpisałem także na zalegle maile. A nade wszystko… POCĘ SIĘ!!! Upał i wilgoć… Lato w Michigan!!!
Pisze na inny adres, bo na poprzedni nie odpisałeś. Rano byłam w kościele. Znalazłam mszę po angielsku, a potem poszłam na spacer po starym Quebecu i spotkałam Profesora Gambina. Łazimy teraz po okolicy. Pogoda jest dziś przyjemniejsza - wiaterek. Znowu piszę z poczty, bo na Campusie nie ma łatwego dostępu. Próbowałam skorzystać z karty, ale nie działa. Jest tu zablokowana.