Dzień 2 - czwartek 26 czerwca 2003

Znowu złapaliśmy opóźnienie w notatkach, a podróż jeszcze się nie zaczęła. Podróż oczywiście poślubna! Piszę(MY) te słowa w piątek po południu, ale czas cofnąć się do dnia wczorajszego. Oj, nie pospaliśmy sobie we czwartek rano! Bynajmniej nie ze względu na środowy bankiet u Joli i Andrzeja, ból głowy i inne takie atrakcje. Było spokojnie i z godnością! Nie pospaliśmy z powodu wilgotnego upału – tego zewnętrznego, atmosferycznego. Poranny spacerek był milusi, potem na uniwerku ratowała nas klima w pokojach. Ciekawe co nie, podróż poślubna w pracy na uniwerku… Słychać łomot? To ja się walę w piersi: moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina… Niestety mamy tylko jednego notebook’a, tak więc Kasia… pracowała na nim a ja kłusowałem po pracowni. Moja University M-Card niestety już nie jest ważna, tak więc… ze zniżki na ubezpieczenie nici. A swoją drogą… Mam udzielić wywiadu jako Dekaban. Andrzej jednoznacznie sugerował… ciągłość. Ciągłość mojego tu pobytu. Ciekawe… Karta nie działa, stypendium nie ma, a pobyt… ciągły. Jak u Kubusia Puchatka. Im bardziej, tym bardziej… Im bardziej się zanurzam w rzeczywistość Ann Arbor tym mniej kumam. Mam więc umysł ścisły, czy… ściśnięty? Tak więc wobec problemów mojej karty uniwersyteckiej (straciła ważność), wpuściły mnie do labu (nielegalnie!!!) dobre dusze. Kasia pracowicie przygotowywała seminarium na Ann Arbor, które być może nie odbędzie się ze względów różnych i różniastych, które możemy barwnie i szczegółowo opisać przy piwie i na realu, coby teraz nie psuć sielskiej atmosfery miodowego miesiąca! Cóż, wiemy to dopiero dzisiaj!
Z sukcesów czwartku można wymienić… bilet do Quebec’u dla Kasi. Miała tam jechać autobusem, ale okazało się, że tańszy jest bilet lotniczy. Tańszy, ale kupowany w Stanach. Gdy sprawdzaliśmy to z Polski wychodziły niebotyczne sumy! Kraj niespodzianek? No! Na stronce travelocity okazało się, że tą tańszą wersję biletu, elektroniczną, może kupić jedynie rezydent. A my jesteśmy alien non-resident… Taka tu segregacja rasowa! Na szczęście każdy może lecieć tym samolotem! Dlaczego e-ticket? Ano jest on tańszy o 60$ od tradycyjnego, tradycyjnego, a taka kaska nie chodzi piechotą! Pomógł nam w tym oczywiście niezawodny Andrzej, właściciel jakiejś super karty klienta Nort-Western. Jeszcze tylko został nam do kupna bilet do Las Vegas… A wcześniej decyzje logistyczne gdzie, kiedy, jak… Wycieczka na Karaiby i all inclusive byłyby prostsze!
Wieczorek był też uroczy – spędziliśmy go u Maryli i Olka. Może trochę wprosiliśmy się, bo wspomniałem o naszej dwumiesięcznej rocznicy ślubu. Było pyszne żarełko – mój ulubiony łosoś, którego chyba już nauczyłem się (werbalnie!!!) przyrządzać. Poobiadek spędziliśmy w patio marznąc nieco, bo klimat jest tu zmienny – wieczór należał do zdecydowanie chłodnych. Kasia chyba trochę przeziębiła się, ale Piotrek ratował ją Fervex’em a ja witaminą C.

RoGaj